Święto przesilenia letniego jest tak stare, że jego pochodzenie do dziś trudno jest wyjaśnić. Do dziś jednak w naszej kulturze przetrwały dawne uroczyste obrzędy związane z przesileniem letnim. Mają one nieco inne znaczenie i przesłanie, co wynika z setek lat mieszania się dawnych wierzeń z religią chrześcijańską. Jednak główne wartości pozostały niezmienne i nadal jest to okres związany z ponownym nastaniem czasu dobrobytu, szczęścia i urodzaju.
Sobótka była końcem szeregu obrzędów rozpoczynających się jeszcze w okresie Zaduszek. Ta najkrótsza z nocy poświęcona była najpotężniejszym ze znanych w pogańskich wiekach żywiołom, którymi były ogień i woda. A także związanymi z nimi księżycowi i słońcu. Słońce to oczywiście ogień, a księżyc symbolizował wodę.
W zabawie brała udział cała wieś, od najmłodszych osesków po najstarszych przedstawicieli lokalnej społeczności. Jednak noc sobótkowa szczególnie ważna była dla ludzi młodych, którzy nie spotkali jeszcze swojej drugiej połówki. Z tym aspektem przesilenia letniego wiąże się inny, bardzo ciekawy rytuał – wianki
Noc Kupały (kupalnocka) była czasem, w którym młodzi ludzie łączyli się w pary. Co prawda warto pamiętać, że w owym okresie to rodzice lub też zawodowi swaci zajmowali się kojarzeniem małżeństw, lecz w tej jednej nocy wszyscy ci, którzy nie zostali jeszcze nikomu obiecani, mogli uniknąć starych formy wyboru towarzysza życia. Była to swoista furtka dla tych, którzy woleli związki oparte na miłości czy innych uczuciach, a nie na biznesowych konotacjach.
By skorzystać z prastarego obyczaju, dziewczęta plotły wianki. Wykorzystywały do tego wszelkie dostępne materiały. Przeważnie były to kwiaty, wstążki i magiczne zioła, wskazane im wcześniej przez stare kobiety. Na koniec we wianek wpinało się świecę lub łuczywo i puszczały go na rzekę czy strumień.
Ważne było, by świeca nie zgasła, gdyż mogło to oznaczać dla dziewczyny staropanieństwo. Także gdy wianek utkwił w zaroślach i żaden z chłopców go nie odzyskał, świadczyło to o tym, że jego właścicielka długo poczeka sobie na męża.
Chłopcy z kolei ukrywali się w dole rzeki i starali się wyłowić płynące z nurtem plecionki. Ten, któremu wianek wpadł w ręce, wracał do wsi i szukał jego właścicielki. Oczywiście nie zawsze sparowanie było to dziełem przypadku.
Młodzi ludzie, którzy mieli się ku sobie, dogadywali szczegóły jeszcze przed rozpoczęciem zabawy. Po szczęśliwym finale, młodzi mogli zacząć okazywać sobie zainteresowanie nie będąc jednocześnie tematem plotek czy złośliwości.
Dodatkową nagrodą było to, że tak skojarzonej parze pozwalano na samotną, nocną wycieczkę po lesie. I tu pojawia się inny obyczaj będący jednocześnie legendą, a opowiada ona o kwiecie paproci.
Piękne te nasze tradycje starosłowiańskie, prawda? Możemy tu od razu przytoczyć rytuał kiszenia kapusty.
Tradycyjne kiszenie kapusty było kiedyś ważnym, a wręcz rytualnym wydarzeniem w życiu społeczności wiejskiej. Było to wielkim wydarzeniem, które gromadziło całe rodziny. Wspólna praca bardzo zbliżała ludzi, była też okazją do towarzyskiego spotkania. Mawiano, że kapustę trzeba zakisić najpóźniej do Wszystkich Świętych, inaczej mogła się nie udać.
O walorach zdrowotnych i leczniczych kiszonej kapusty wiedziały już nasze prababcie, dlatego w każdym domostwie nie mogło zabraknąć beczki z kiszoną kapustą.
Kiszenie rozpoczynało się wczesnym rankiem, a kończyło późnym wieczorem. Czas pracy przy kiszeniu kapusty umilano sobie opowieściami oraz śpiewem. W kiszeniu kapusty ważną rolę odgrywały również dzieci, które pomagały w układaniu kapusty w beczkach, czerpiąc ogromną radość z udeptywania kapusty bosymi stopami.
Tym zakończymy nasze przypomnienie o tradycjach słowiańskich a Was zachęcamy do świętowania na swój sposób i cieszenia się długimi letnim wieczorem.